Autor |
Wiadomość |
Stik |
|
|
Sean_madds |
|
|
Sean_madds |
|
|
Sean_madds |
|
|
Sterhatenpodick |
|
|
Sterhatenpodick |
|
|
mokrakasia |
Wysłany: Pią 16:32, 27 Paź 2006 Temat postu: hm |
|
za dużo czytania....
ale pewnie i tak bym sie uśmiała
hyhyhy
pozdrawiam Ewusie |
|
|
women4you |
Wysłany: Pią 16:06, 27 Paź 2006 Temat postu: opowieści z dreszczykiem-diabeł i flamenco |
|
nie jesteśmy tu bez celu
nawet życie małego robaczka ma jakis cel
i to ze spotykamy sie też jest niezmiernie ważne i nie jest przypadkowe
a nawet najstraszniejsze i najdziwniejsze zdarzenia w naszym zyciu
-oddziaływuja na nas
powoduja,ze stajemy sie tacy-jakimi jesteśmy
powoduja,ze zaglądamy głębiej w nasze istnienie i wyciągamy wnioski..
tylko-czy zawsze słuszne?!
są ludzie ,którzy wypalili piętno na mojej duszy i zapadli w pamięci na
zawsze
wspomnienia sa miłe,ciepłe...ale i straszne
czasem przysypał je popiół zapomnienia i tylko przypadkiem,oddech rozmowy
zdmuchuje ten popiół i widze wyraźnie zarys postaci
Marek-szczupły chłopak,własciwie mężczyzna-dla małoletniej womenki
nosił wytarte spodnie i wyciągniete swetry
miał długie włosy i brode w nieładzie
miał lat 24-25...gdzies tak
i błękitne oczy
poznałam go przez przyjaciół-bo ja grałam na gitarze..a on..no cuż...on
pieknie grał
pierwszy wieczór u niego..
grupa przyjaciół,kawa,dym z papierosów
i gitara..
i Marek..
nie był zwykłym "brzdąkaczem" - grał z nut
to wielka sztuka dla mnie,która chwyty rozrysowywała w zeszycie!
on grał pieknie
chodził do szkoły muzycznej-fascynowało go flamenco
więc godzinami grał jakieś utwory z nut..
do późnego wieczora
potem zniecierpliwiony własną interpretacja-rzucał gitare i szedł spać
i tak w pół-śnie doznawał olśnienia..wiedział jak zagrać
chwytał gitare i GRAŁ- szarpał struny w najbardziej zmysłowym i
ekspresyjnym muzyki wydaniu-flamenko
a godzina była nocna...
a sąsiedzi pisali donosy na milicje,o zakłucaniu spokoju
taki był Marek
fascynowała mnie jego osobowość..i jego gra
dał mi zeszyty z etiudami...
duzo cwiczyłam..a palce mozna sobie połamać chwytajac struny na tak
rozpietym gryfie..
zaprosiłam go do siebie,na koncert
umiałam grać jedna etiude-i to z błędami...ale byłam z siebie dumna
był październikowy wieczór...
o 19 było już prawie ciemno
pilismy kawe,gralismy i rozmawialiśmy
najpierw o muzyce..
potem o wszystkim
i nie wiem jakim cudem rozmowa nasza potoczyła sie na niezwykłe tory
zdradził mi swój sekret...
bo Marka odwiedzał rególarnie diabeł..
i to nie żart
to najprawdziwszy diabeł,choć bez ogona i bez rogów
chował sie w jego szafie
Marek sięgał do niej po coś..
a diabeł przyjmował jego postać
i Marek widział w szafie diabła-własne odbicie
diabeł chodził za nim
albo spał na jego kanapie
Marek nie bał sie tej postaci,ale często zastanawiał w jakim celu zjawa
ta za nim chodzi
mówił mi to prawie szeptem
oczy miał szeroko otwarte a twarz tak skupioną..
nogi uginały sie pode mna a wszystkie włosy i włoski na mojej skórze
podnosiły się
to nie był zart-to było śmiertelnie poważne wyznanie
sidziałam cichutko...bojąc sie nawet oddychać
w powietrzu był nastrój rodem z "dziecko Rosmaryy"
brakowało tylko muzyki pana K. w tle
-czy ON jest teraz tutaj? zapytałam nie wierząc,ze zdołałam to z siebie
wydusić
Marek uśmiechnął sie blado
-nie..teraz go tu nie ma
przychodzi tylko jak jestem sam.
pożegnałam go i gdy drzwi za nim sie zamknęły..poczułam ulge,ale strach
mnie nie opuscił
co jeśli to prawda
jeśli diabeł istnieje i nachodzi go
co jeśli trafi teraz do mnie?
po jego śladach
nigdy wcześniej ciemność i cisza nie była tak upiorna
i nigdy później..
kiedy teraz to pisze..ciągle gęsia skórka mi towarzyszy
i ciągle widzę twarz Marka..
skupiona z szeroko otwartymi błękitnymi oczami
twarz jak z kościelnych wizji Chrystusa..
długowłosego i brodatego
i metafizycznego..
ale z diabelskim odbiciem w błękicie oczu..[/b]
|
|
|